knął nagłos Minkiewicz, który ciągle jeszcze czapki szukał. — Com rzekł raz, to trzymam.
— I z tego mi waść zdasz sprawę! — odezwał się Serwacy — nie daruję! Podskarbi benefaktor i opiekun mój, stoję za niego, jak za ojca! Zdasz sprawę.
— A zdam, zdam! — odparł Minkiewicz — zdam gdzie i jako wola. Nie cofam i nie cofnę co się rzekło, kobyłka u płota. Sto diabłów zjadłeś z podskarbim swoim!
Zahukano wnet Minkiewicza i wyprowadzono za drzwi. Szlachta obstąpiła Przebendowskiego i Połubińskiego. Nieszczęśliwego turbatora dwóch ująć musiało pod ręce i wywiodło do alkierzyka, gdzie go spać położono, czego widać mocno potrzebował, bo ledwie głowę do poduszki przyłożył, kamiennym snem zasnął.
Serwuś tymczasem, na wstępie samym tak burzliwie i injuriose przyjęty, nie mógł przyjść do siebie, kipiało w nim. Nie umiał się téż oprzéć naleganiom i, choć pijaństwem się brzydził, kilka kielichów wychylić zmuszony, czuł że to wino na czcze serce w głowie mu się odzywać zaczynało.
Bracia szlachta — a było jéj tam dosyć z pod Lidy, Oszmiany i od Wilna, starych konfederatów, żołnierzy, chorążych, rotmistrzów i z tych co pod Oskienikami bywali, i z tarnogrodzkiego związku — gdy posłyszeli że Połubiński z Przebendowskim z Drezna jadą, zaczęli ich obstępywać, dopytując o króla, o jego doradzców, a szczególniéj o Fleminga, którego zaczepiano zrazu.
Że z powodu zajścia z Minkiewiczem zaglądanie do antałka chwilowo jakoś ustało, a widok szabel trochę wytrzeźwił, wzięto się do polityki
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/18
Wygląd
Ta strona została skorygowana.