Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Na jednéj z następujących parad wojskowych młoda hrabina wystąpiła w nowym mundurku szkarłatnym, szytym i galonowanym złotem, na koniu ze stajni królewskich, z którym jak szalona umyślnie dokazywała. Na dowód że wieści nie były fałszywe, włożyła wstęgę i gwiazdę orła białego. Ze wszystkiém tém śmiałéj niezmiernie, zuchwale zgóry patrzącéj, silnéj i zręcznéj dziewczynie bardzo było do twarzy. Tłum się zbiegł na plac saski przyglądać temu dziwowisku. Serwuś téż wstrzymać się nie mógł, aby nie pójść z innymi. Słyszał i on już o téj córce królewskiéj, bo po ulicach, garkuchniach, winiarniach, nawet przedpokojach o czém inném nie mówiono.
Dobrze musiał łokciami robić i przebijać się pan Serwacy, nim się docisnął do miejsca, z którego mógł zobaczyć Orzelską w kapelusiku na bakier, u boku króla, poskakującą, na koniu. Stał osłupiały i sam nie wiedział co myśléć o tém, tak mu się wydała osobliwszą istotą. Tłum szlachty, która się téż zbiegła ją oglądać, oburzał się, śmiał, palcami pokazywał, a niektórzy, biedzi i strwożeni, zdawali się kary z niebios wyglądać.
Król jak rzadko wyglądał wspaniały, majestatyczny, wesół, strojny jak na przyjęcie najdostojniejszych gości. Siedział na swym ciężkim alezanie tak właśnie, jak go późniéj na monumencie drezdeńskim snycerz miał na złocistym posadzić koniu, z głową wtył odrzuconą, z kędziorami peruki na ramiona spadającemi, z miną dumną, i rozkazującą zwycięzcy, choć na placu boju nigdy mu się szczęście nie uśmiéchało. Wola tylko okazania się wielkim czémkolwiek, choćby poczwarném, patrzyła mu z oczów i twa-