Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wasza ekscelencya przeciw nam! — westchnął Sieniawski.
— Panie hetmanie, jestem zawsze i wszędzie z logiką przeciw nielogiczności — rzekł biskup. — Nie było dawać, co trzeba odbierać. Beatus qui tenet!
Rozśmiał się. Stary hetman oddychał ciężko, oczy spuściwszy w ziemię.
Est modus in rebus! — odezwał się po namyśle. — Trzeba cóś zrobić, aby hałasy ucichły. Skrypt byle oddał, to obmyślimy equivalentem.
— Panie hetmanie — wesoło rzekł biskup. — Fleming z bajki owéj nauczył się, którą znacie ze szkoły, że mięso rzucić dla cienia nierozumem jest. Skryptu nie odda.
— Sejm będzie zerwany — dokończył hetman.
— Ha! jednym więcéj! co robić? — zawołał Szaniawski. — Zniesiemy i ten ewent niefortunny, król powróci do Drezna i będziemy czekali upamiętania.
Nastąpiło milczenie.
Hetman jeszcze jakąś miał słabą nadzieję.
Tandem... — zamruczał, wpatrując się w niewzruszonego biskupa.
Tandem, panie hetmanie — przerwał mu wesoło niby Szaniawski — ex nihilo nihil. Niéma już nic do zrobienia. Król wié doskonale o wszystkiém, zatém winę na szlachtę składać trudno. Mówiłem już: szlachta ciastem, które wy miesicie, jako chcecie.
— My, albo i nie my — szepnął tajemniczo hetman. — Innym się téż należy cóś.
Pokiwał głową.
— Tak — szybko dodał biskup — suum cuique, i o innych wiémy; ale to pani hetmanowéj nie oczyszcza, że ma do roboty wspólników.