Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z mamą? Nie przychodzę, źle — przyjdę, dostaję burę i połajanie! Ja wymówek słuchać nie mogę, to mnie męczy. Nikomu złego nic nie czynię, ale żyć i bawić się muszę i szukać zabawy, par tout ou je la trouve.
To mówiąc, schylił się, by matkę w rękę pocałować, lecz rozgniewana, wyrwawszy ją, bez pożegnania posunęła się Spieglowa ku drugiemu pokojowi.
Rutowski stanął w pośrodku salonu, zżymając się. Nie poszedł już za matką, tylko zawołał zdala:
— Żegnam, chère maman, żegnam. Nie powrócę, aż się mama wygniéwa i zapomni, bo to doprawdy śmiészne. Jedyny mój piękny czyn w życiu i zato bura! Otóż sprawiedliwość! Ma foi!
Matka nie musiała już słyszéć ostatnich słów, wyszła bowiem, drzwi zatrzasnąwszy za sobą. Rutowski zwolna kapelusz włożył na głowę, spojrzał w zwierciadło, uśmiéchnął się do siebie i nucąc piosnkę zcicha, wysunął się z pałacu.
W ganku masztalerz w liberyi galonowanéj trzymał konia... Z okna wyjrzała za nim matka zapłakana, ale nie podniósł oczu na nią i puścił się galopem ku saskiemu pałacowi.




Król nie był wcale rad ze stolicy. Przybył do niéj, przymuszony, ale wszystko co go tu spotkało, niecierpliwiło, co mu donoszono, gniéwało. W kółku poufałém, które nieraz polscy pokojowi podsłuchali, wyrażano się ostro, mówiąc o wojsku i szlachcie. „Canaille“ było zwykłym epitetem; wspominają o tém współcześni.