Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i serca prawego, dał się podstępnym mowom wykrętnego człowieka ująć, jak każdy, co prawym będąc, innych prawymi sądzi.
Słuchano, cisnąc się, z największą uwagą, a Serwacy prawił daléj, coraz się rozgrzéwając i nabiérając odwagi:
— Panowie hetmanowie, to prawda, swoję pieczeń przy ogniu rzeczypospolitéj piecby radzi, ani słowa. Ale i Niemiec, co im zadaje prywatę, nielepszy!
Huknęli wszyscy: „Złote słowo!“ Podkomorzy, nasępiony, słuchał.
— Hetmanom dawnéj władzy się zachciéwa, toć jeszcze nic, a panu Flemingowi na myśli, ażeby wolną rzeczpospolitą z gruntu wywrócić i monarchią z niéj dziedziczną dla pana swego uczynić. Więc na hetmanów dziś idzie, bo mu na drodze stoją, a jutro szlachtę w saskie chłopy rad obrócić.
Okrzykom ogromnym nie było końca; poczęli nieznajomi ściskać pana Serwacego, z rąk do rąk go sobie podając, a podkomorzy poprosił o głos.
— Godzę się z waćpanem — zawołał — godzę, aplauduję! Prawdę nam przyniosłeś. Miałem jedno oko otwarte, tyś mi drugie przetarł.
I rzucił się téż ściskać Serwacego. Gwarnie, żywo dokoła wykrzykiwać zaczęto, tak że go zagłuszono; musiał Dziubiński rękojeścią szabli, która na stole leżała, bić i stukać, aż się uciszenia doprosił.
— Panowie a bracia — rzekł chrypliwie — vocem peto, nie żebym swobodną ewakuacyą ich myśli i sentymentów hamował i ścieśniał, lecz że mi, o to w téj chwili chodzi, nakazuje obowiązek święty, abym czcigodnego gościa naszego, nawiedzającego limina tego domu, a wnoszącego doń światło, lucem, uczcił, jako należy.