Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

memu panu, bo wiedziano że nim władał. Wpośród mnóstwa ulubieńców, którzy w każdéj chwili zastąpionymi być mogli, jeden on rozumem, pracą, energią, zręcznością przez nikogo zaćmionym być nie mógł,
Spojrzawszy nań, gdy stał tak w otoczeniu królewskiém, śmiejąc się i pijąc narówni z drugimi, bo pić było potrzeba i upić się czasem dla miłości pańskiéj — niktby w nim na oko nie domyślił się wielkiego męża stanu. Wyglądał na dobrego, wesołego koleżkę tego kółka, którego król był ogniskiem. Zręczny, przystojny, jasnego oblicza, pięknych rysów twarzy, miernego wzrostu, zbudowany kształtnie, w dni powszednie, wśród biesiady, przy kielichach, uchodzić mógł za człowieka, co żyć tylko lubi i bawić się potrzebuje. Była-to wszakże żelazna natura pomorskiego szlachcica, którego ród, ostry klimat i długie walki zahartowały na wszystko.
Fleming miał poczucie swéj siły i siłę woli doprowadzoną do nadwyczajnéj potęgi. Mógł i umiał nakazać sobie, co chciał: w dzień stu suplikantów i urzędników odprawić, króla zabawić i zmusić do zastosowania się do jego planów, opędzić się nieprzyjaciołom, znieść ciężkie pożycie z żoną nieznośną; wieczór i część nocy spędzić na szalonéj pijatyce; wrócić do domu, aby zasnąć zaledwie na godzin parę i wstać do dnia, dla nakręcenia téj machiny, w któréj się ciągle coś rwało i psuło. Stawić czoło temu, z kim co chwila walczyć trzeba było, aby się obronić obcym nieprzyjaciołom, domowym intrygom, fantazyom pana, zabiegom kobiécym, mógł tylko taki człowiek, jak Fleming.
Z innym królem i on zapewne wcale inaczéjby urósł na męża stanu, lub wodza; z Augustem mu-