Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

górach. Przypomnij sobie, Fleming, coś mi przyrzekał przed wielą laty. Zrobiliżeśmy choć krok naprzód?
— Jesteśmy tak blizko celu — odezwał się Fleming — że nam kroku tylko do niego braknie. To rzecz jawna. Nigdyśmy silniejsi nie byli, jak teraz, po ugodzie z konfederatami tarnogrodzkimi. Rzeczpospolitą mamy w ręku, na łasce naszéj. Hetmańska władza osłabła; ja dziś jestem rzeczywistym wodzem wojsk rzeczypospolitéj jedynych. To, co hetmanom pozostało, w lik nawet nie idzie.
— A więc — przerwał król — na co czekamy?
Z półuśmiéchem Fleming przeszedł się parę kroków po pokoju i powrócił na miejsce, poczynając z rodzajem pobłażliwości dla króla, w któréj się jakby sarkazm przebijał;
— Najjaśniejszy panie, gdy się ma do czynienia ze srogą bestyą, a jedna strzelba i ostatni nabój w zapasie, trzeba ją dobrze przypuścić, aby strzał był pewny. Idzie tu nietylko o koronę waszę, miłościwy królu, ale o przyszłość dynastyi i dwóch krajów, które, zlane ze sobą złożą państwo potężne, postawią saskie plemię Wettinów obok najpiérwszych potentatów Europy. Tu kroku fałszywego postawić się nie godzi. Chwila w któréj się kość rzuci, musi być tak wybraną oględnie, aby warchoły, co się zerwą w obronie swobód pogwałconych, nie miały się na kim opiérać. Musiémy być pewni Wiednia, co i dziś wątpliwości nie ulega, zapewnieni że car nam nie weźmie Kurlandyi, lub prowincyj na kresach które dlań są ponętne, że w ostatku Brandeburczyk, pożądający Gdańska i Elbląga, nie sięgnie po nie.
— Zawsze byłem zdania, że my w takim razie