Strona:Seweryn Udziela - Wesołe opowiadania wesołego chłopca.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dajcież mi spokój! — zawołałem — Jaki cyrk? Co za cyrk? Kto z was widział cyrk?
Wrzawa trwała ciągle, aż wszedł nauczyciel i rozpoczęły się lekcje. Nauka szła tego dnia kiepsko, nikt nie uważał, wszystkie myśli biegły do cyrku. Nie mogliśmy się doczekać dzwonka po ostatniej godzinie, aby wybiec ze szkoły. Ma się rozumieć, że po nauce pobiegliśmy zaraz na Świńskie Targowisko. Tam ruch był niemały. Zwożono deski, wstawiano w ziemię słupy, równano ziemię i wysypywano piaskiem. Myśmy oglądali wszystkie te roboty a niemniej ciekawie zaglądaliśmy do stajni naprędce wybudowanej, gdzie stały konie.
Niektórzy koledzy coś już o cyrku słyszeli, więc objaśniali mnie o wyścigach konnych, o sztuczkach linoskoczków, opowiadając niestworzone rzeczy. Byłem tem wszystkiem mocno podniecony, chciałem to zobaczyć, ale nie spodziewałem się dostać pieniędzy na opłatę wstępu do cyrku. Jeden kolega mówił, że pewnie pójdzie z rodzicami, drugi zapewniał, że dostanie pieniądze na bilet od ciotki, trzeci chwalił się, że ma bardzo dobrą babkę, która pewnie zrobi mu tę przyjemność i da pieniądze, skoro ją poprosi.
Przedstawienia cyrkowe miały się rozpocząć wieczorem. Toteż skoro tylko zmrok się zrobił,