został. Ale ojcowie go odumarli, a dobrodzieje, którzy go wspierali, jedni przenieśli się gdzieindziej, inni niewiele o nim pamiętali. To też został bez żadnej pomocy, bez żadnych środków do życia, i trzeba było porzucić szkołę i przerwać naukę.
Obrachował sobie, że do ukończenia szkół potrzeba mu było pięciuset dukatów, a że żal mu było rozstawać się z książką, poszedł do kościoła, klęknął przed ołtarzem Matki Boskiej i tam modlił się gorąco i prosił, żeby mu Matka Boska pozwoliła znaleźć tysiąc dukatów, to Jej za pięćset sprawi bogatą sukienkę.
Po modlitwie wstał weselszy i spokojniejszy, i zdawało mu się, że Matka Boska wysłuchała jego modlitwy i da mu potrzebne pieniądze. Zaraz też rozpoczął szukanie. Chodził w mieście po ulicach, chodził za miastem po rozmaitych drogach, rozglądał się uważnie naokoło i pilnie szukał, czy pieniędzy nie znajdzie. Zmrok już zapadał, i student byłby już zwątpił o skuteczności swej modlitwy, gdyby niespodzianie nie był spostrzegł na brzegu przy drodze p d małym krzaczkiem leżącego woreczka. Chwycił go czymprędzej, był ciężki bardzo, otworzył, a tam pełno żółciuśkich dukatów. Zaraz też siadł nieopodal drogi i począł rachować. Jakże się zdziwił, gdy narachował ni mniej, ni więcej tylko równiutki tysiąc! Niezmiernie ucieszony, powracał szybko do domu i myślał sobie przez drogę:
— Gdzie ja tu teraz szukać będę takiej drogiej sukienki dla M tki Boskiej? Lepiej będzie rozdać te pieniądze między ubogich, i pewnie Pan Bóg będzie z tego bardziej zadowolony. Ofiara będzie ofiarą, bo pięćset dukatów dam dziadom.
Na drugi dzień była niedziela, zeszło się dziadów dosyć i pousiadali obok drzwi kościelnych. Byli tam między niemi wielkie draby, złodzieje, a nawet zbóje, którzy mieszkali w lasach za miastem, ludzi rabowali, a czasem zabijali i składali pieniądze w jaskiniach. Takie jaskinie w lesie były ich mieszkaniem; małe drzwiczki wśród zarośli ukryte prowadziły do wnętrza, a zamykały się na taką sprężynę, że trzeba było ręką nacisnąć, aby się drzwi otworzyły. Nikt z ludzi nie chodził w tamte strony, bo się bał każdy. Mieszkało tam tak po dziurach w ziemi kilku dziadów, a wszyscy byli ślepi, tylko jeden widział na jedno oko. Co niedziela i święto, także w odpusty, przychodzili pod kościoły, żebrali i okradali, gdy się udało. O tym wszystkim student nie wiedział, widział ślepe
Strona:Seweryn Udziela - Opowiadania ludowe ze Starego Sącza.djvu/36
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.