Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobności wywiadywać się o stanie chorego. Ochłonąłem równie z wrażeń, jakie na duszę moją wywarła tajemniczość Strasznego Strzelca. Nie wiele brakło, abym całe to zdarzenie za sen uważał, i sam śmiał się z mojej przesądnej łatwowierności. Wszakże nie mogłem jeszcze podnieść się aż do tej wysokości zimnego rozsądku, i mówiąc prawdę, nie bardzo usiłowałem. Nadto pamiętałem dobrze sen przy źródle i czekałem z niecierpliwością jeszcze jednej próby, owego trzeciego dnia w Poroninie
Właśnie w porę żądaną ułatwiłem się z mojemi sprawami, i wracałem nazad w okolice Morskiego Oka. W Nowym-Targu zaszło mi słońce; przyśpieszyłem kroku, bo się zanosiło na burzę; a nie życzyłem sobie spotkać jej w miejscu obcem. Zaczęło zmierzchać kiedym wchodził do Poronina. Burza coraz bliżej i widoczniej zagrażała. Wszystkie szczyty Tatrów okryły się chmurami; widać już było dalekie błyskawice, i głuchy odgłos grzmotów dochodzić poczynał. Na raz w chwili cchszego powietrza, usłyszałem śpiewanie poirzebowe; rzuciłem okiem w stronę smentagza i postrzegłem na nim światła, chorągwie, rjednem słowem pogrzeb. Jakby mię tknęło coś w serce, zapomniałem o burzy, o pośpie-