Przejdź do zawartości

Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciami i węzłami towarzysza broni, spółtułacza, Polaka, brata. Chory odpłacając szczerość szczerością, zrobił wzajemnie spowiedź własnego zycia, otowrzył całe serce, wyśpiewał całą pieśń swojego nieszczęścia; a kiedy mówił o żonie, o dzieciach, widać że dotknął najboleśniejszej struny. Konwulsyjna zmiana przebiegła jego oblicze, łzy potoczyły się w nadzwyczajnej obfitości, ale spokoj przemógł. Widziałeś łzy z głębin duszy płynące, a jednak obok nich widziałeś moc męża silniejszą od boleści, która takie łzy wyciska. Nie wytrzymałem tego widoku, zapłakałem mimowolnie.
Nie znam nic bardziej wzruszającego jak łzy w oczach mężczyzny, ale mężczyzny z duszą mocną. Miałem ojca, który był jednym z tych ludzi silnej woli, nieugiętego charakteru, żelaznej duszy. Rzadko widziałeś uśmiech na jego twarzy, a smutku nigdy. Pamiętam, raz, było to w dziecinnych moich latach, doniesiono mu o śmierci brata, którego bardzo kochał. Przeczytawszy list okropny, załamał tylko ręce, ścisnął potem niemi głowę, i kilka łez po kamiennej twarzy spłynęło. Wstał, zamknął się w swoim pokoju, rzucił się na łóżko, obwinął głowę w poduszkę i w tej postawie dwie lub trzy godziny przesiedział; tylko kiedy niekiedy