Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cyach. Tobie-to w wielkiéj części winniśmy tę rospustę wolności. Z takich to pieczar jak z otworów piekielnych, buchało to powietrze gorsze od morowego, które oziewało naszego ducha, i wiodło go krętemi ściéżkami pijackiemi aż dopóki nie zapadł w przepaść razem z ciałem!... I straszny obraz przeszłości roztoczył się przed moją duszą w ciemnych barwach piekielnych; pokryła go w końcu krwawa barwa obecności. Odetchnąłem swobodniéj wyszedłszy z piwnicy. Rozjaśniłem się w domie Ekonoma, przy dwóch jego córkach, bardzo miłych dziéwczętach, z któremi i tę jeszcze miałem przyjemność, żeśmy mogli rozmawiać; chociaż mówiły tylko po słowacku, ale mnie rozumiały, a ja tém bardziéj. Słowacki język w ustach dziewczyny jest bardzo miły; miałem sposobność przekonać się o tém, bo często towarzyszyłem dwóm dziewczątkom na rydzobranie, które tu jest bardzo obfite. Były to jedne z chwil najprzyjemniejszych mojego pobytu we Friedmanie, i winienem za nie wdzięczność łagodności, słodyczy owych ładnych Słowaczek. Są one wyższe nad wszelką pochwałę jaką im dać mogę, dla tego wstrzymam się od niéj.
Z powodu ich miewaliśmy rozmowę z Proboszczem w przedmiocie kobiét. Od niego dowiedziałem się kilku szczegółów nowych dla mnie, o obyczajach kobiét Węgierskich. Według jego opowiadania, księża mają wielki przystęp do kobiét zwłaszcza w większych miastach węgierskich: wyraźnie mię za-