Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jak śmiecie Olo zabierać rzecz nie będącą waszą własnością? — wykrzyknęła dziewczynka.
Spojrzał na nią, a wzroku tego zapomnieć potem już nigdy nie mogła. Ujrzała dwie, ciemne przepaści, bardzo głębokie, na dnie których majaczyły wpół zagasłe oczy. Nie było już w nich smutku, ni radości żadnej.
— Tak... tak! — powtórzył — To jest rzecz twoja, ale ty dostajesz od rodziców wszystko czego ci potrzeba, a łapiesz ryby tylko dla zabawy. Ale dzieci moje przymierają często głodem!
Klara sponsowiała. Nie wiedziała, co się stało, ale uczuła sama wielki wstyd.
Sieciarz nie rzekł już ni słowa. Podniósł czapkę, która mu spadła z głowy, gdy się pochylił nad haczykami, i odszedł.
Klara Gulla milczała także. Po brzegu rzucało się kilka ryb, łyskając łuską, ale dziewczynka nie podniosła ich wcale. Patrzyła na nie przez chwilę, potem potrąciła je w ten sposób nogą, że wpadły z powrotem do wody.
Przez cały dzień była ze siebie mocno niezadowolona, sama nie wiedząc, dlaczego. Przecież to nie ona dopuściła się złego czynu?
Nie mógł jej wyjść z pamięci stary sieciarz. Ludzie powiadali, że był dawniej bogaty, że posiadał aż siedm folwarków, a każdy z nich był tyle co najmniej wart, co całe gospodarstwo Eryka z Falli. W dziwny jakiś sposób utracił jednak wszystko i zbiedniał do tego stopnia, że musiał wieść żywot półdzikiego mieszkańca lasu.
Nazajutrz o świcie poszła Klara Gulla nad potok, by zobaczyć, co się dzieje z jej przyborami rybołów-