Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zdejmowały też z maleństw barchanowe sukienki i rozluźniały tasiemki, przytrzymujące koszulki, aby prędko odsłonić górną część ciałek w chwili, gdy kościelny zawezwie do stolika.
W izbie panowała dziwna cisza, mimo że mnóstwo w niej było krzykalskich. Malcy gapiły się na siebie wzajem i sprawiało im to widocznie taką przyjemność, że całkiem zapomniały o wrzasku. Matki trwały również w milczeniu, by lepiej słyszyć co mówi kościelny, rozmawiający przez cały czas z wszystkiemi.
— Wielka to dla mnie przyjemność, — mówił — gdy mogę chodzić ze wsi do wsi całego okręgu i szczepiąc patrzyć na tyle ślicznych malców. Przypatrzmyż się tedy temu roczniakowi, zali wytrzyma porównanie z innymi...
Był on nietylko kościelnym, ale zarazem nauczycielem i od czasów niepamiętnych mieszkał w parafji. Szczepił on już matki, uczył je, asystował przy ich konfirmacji, był świadkiem ślubów, a teraz oto szczepił dzieci. Po raz pierwszy zetknęły się dzisiaj malcy z owym człowiekiem, który w calem ich późniejszem życiu odgrywać miał tak wielką rolę.
Zpoczątku wszystko szło pomyślnie. Jawiła się jedna matka po drugiej, siadała na krześle przy stole i trzymała dziecko w ten sposób, by światło padało na obnażone lewe ramię maleństwa. Kościelny, rozmawiając ciągle, czynił trzy sakramentalne nacięcia na białej, lśniącej skórze, a dziecko nie wydawało nawet okrzyku.
Potem matki podchodziły ku ognisku i trzymały malców przez pewien czas w bliskości ognia, by szczepionka należycie zaschła. Czyniąc to, myślała każda o tem co usłyszała od kościelnego i radowała się opinją,