Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siwizna pokrywająca zrzadka jej skronie i czoło pocięte zmarszczkami, nie, Klara Gulla stała się brzydka z innego powodu. Cerę miała dziwnie bladą, skórę pożółkłą, a coś ordynarnego jawiło się koło ust. Białka stały się szarawe i widniały na nich gęste, czerwone żyłki, a pod oczyma zwisały wielkie worki.
Katarzyna zsunęła się na ławę, oplotła ramionami kolana, by ręce tak nie drżały, i myślała o promieniejącej pięknością, ośmastoletniej dziewczynie w czerwonej sukience. Taką pozostała dotąd w jej wspomnieniach. Biedna staruszka zadawała sobie trwożnie pytanie, czy zdoła cieszyć się z powrotu córki.
— Powinnaś była pisywać! — powiedziała — Przysłać przynajmniej czasem pozdrowienie, byśmy wiedzieli, czy żyjesz.
— Tak, to prawda, — odrzekła — jestem winna! — Głos jej przynajmniej ten sam pozostał. Brzmiał rzeźwo, raźnie i stanowczo. — Ale z początku źle mi szło... Pewnieście słyszeli?
— O, tak... tyle wiemy...! — powiedziała Katarzyna z ciężkiem westchnieniem.
— Dlatego nie pisałam z początku! — odparła Klara Gulla i roześmiała się głośno. I teraz jeszcze tkwiła w niej moc jakaś niepojęta i zdrowie, zupełnie jak przedtem. Nie zaliczała się, zaprawdę, do ludzi dręczących się rozpamiętywaniem i skruchą.
— Nie myśl o tem, mateczko! — prosiła, gdy Katarzyna milczała — Teraz powodzi mi się doskonale. Zostałam gospodynią, to znaczy zarządzam kuchnią na wielkim parowcu pomiędzy Lubeką, a Malmö kursującym i właśnie tej jesieni wynajęłam sobie śliczny domek w Malmö. Czasem przychodziło mi na myśl napisać do was, ale nie wiedziałam, prawdę mówiąc, jak