Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

opieki rodziców, potem natomiast wymaga to pewnego wysiłku i przezwyciężenia. Gdy dorośniemy, gdy dojdziemy do pełni wieku, wyda nam się zaraz, że jesteśmy taksamo, jak rodzice mądrzy...
Proboszcz urwał, przeszkodził Jan, który dopchawszy się z trudem sam do drzwi otworzył je i wyszedł.
Musiał mieć więcej od innych szczęścia, gdyż wszyscy usłyszeli, że pozdrawia kogoś i rozmawia z nim.
Oczy wszystkich zwróciły się na drzwi, pod któremi ktoś stał od tak dawna, nie śmiejąc wejść do środka. Słyszano w całej izbie, jak Jan prosił owego kogoś, by wszedł i widzieli szeroko otwarte drzwi, ale ów nieznajomy wzbraniał się widocznie. W końcu przyciągnął Jan drzwi do siebie i wrócił sam. Nie skierował się jednak ku swemu miejscu, ale przeciskał się wprost ku stołowa, przy którym siedział proboszcz.
— No i cóż, Janie, — spytał proboszcz trochę zniecierpliwiony — któż to nam dziś ciągle przeszkadza w katechizacji?
— Pod drzwiami stał stary gospodarz z Falli, Eryk! — oświadczył Jan, nie okazując wcale, że dziwią go, lub przestraszają własne słowa — Nie chciał wejść do środka, kazał mi tylko powiedzieć Larsowi Gunnarsonowi, by się miał na baczności w pierwszą niedzielę po świętym Janie.
W pierwszej chwili nie dorozumieli się wszyscy co znaczyć mają te słowa.
Siedzący w tyle nie dosłyszeli dobrze, co Jan mówił, gdy jednak proboszcz rzucił się wstecz, pojęli, że to coś strasznego być musi. Zerwali się z miejsc, zaczęli się cisnąć naprzód, rozpytując na prawo i lewo