Strona:Selma Lagerlöf - Opowiadania.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Starosta począł mu objaśniać, co ma zrobić, żeby uzyskać rządowe zezwolenie na kopalnię, i dał mu wiele dobrych wskazówek, ale proboszcz stał zmieszany i nie słuchał wcale, co do niego mówiono. Myślał, jakie to nieprawdopodobne, że tam w tej jego biednej wioszczynie jest cała góra ze srebrem i na niego czeka.
Król tak gwałtownie podniósł głowę, że pastor przerwał opowiadanie.
— Stało się pewnie tak — rzekł król — że kiedy powrócił do domu i począł kopać w kopalni, poznał, że starosta górniczy żartował sobie z niego.
— O nie, starosta z niego bezwarunkowo nie żartował — rzekł pastor.
— Niech opowiada dalej — rzekł król i poprawił się w siedzeniu, by słuchać.
— Kiedy proboszcz wkońcu wrócił i jechał przez wieś rodzinną — opowiadał dalej pastor — pomyślał, że przedewszystkiem musi o odkryciu zawiadomić swoich towarzyszy.
— Zapewne chciał ich szczęście zobaczyć — przerwał król.
— Tak, pragnął tego, i kiedy przejeżdżał koło domu właściciela gospody Stena Stensona, zamierzał wstąpić do niego i opowiedzieć mu, że to, co znaleźli, jest srebrem. Ale skoro stanął przed bramą, ujrzał, że okna zasłonięte są chustami, a droga prowadząca do schodów wysłana jest jodłowemi gałęziami.