Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ode mnie pocieszyć. Gdy jednak poruszyłem struny, zbudziło się wszystko na nowo. Ujrzałem przed sobą salę pełną zadyszanych, roznamiętnionych tańcem par, a pośród nich zobaczyłem jedną dziewczynę, poruszającą się lekko, wykwitnie, jakby była istotą z innego świata. Zacząłem grać dla niej, wyłącznie dla niej jeno. Grałem, aż ją muzyka moja wpędziła w otchłań śmierci.
Załamał ręce, aż stawy trzasły.
— Zdawało mi się, że potrafię o tem zapomnieć, że zdołam uciszyć sumienie i być szczęśliwym. Sądziłem, że uwolnię się od ślubowania złożonego na grobie. Byłem jak zaczarowany, nie pamiętałem niczego, aż do chwili wzięcia skrzypców w rękę, wówczas wróciła mi przytomność.
Maja Liza uczuła, że nie istnieje już dla niego wcale, mimo to jednak postanowiła spróbować utrzymać się przy prawach swoich.
— Czyżeś już o mnie całkiem zapomniał? — spytała. — I mnie złożyłeś także ślubowanie.
— Dałem ci słowo, — odparł — bo sądziłem, że taka jest jej wola. Teraz znam prawdę. Chce mnie zachować wyłącznie dla siebie, rozumiesz? Musisz mnie zwolnić!
— Jakżebym cię zwolnić mogła, ukochany mój! — zawołała. — Nikogo nie mam wszakże prócz ciebie. Gdyby szło o kobietę żywą, mającą prawo do