Potwierdził dodając, że uległ naleganiom rodziny.
O Maji Lizie zapomniał zupełnie, jakby jej nie było. Myślał o własnych teraz jeno sprawach, chodząc po izbie wielkiemi krokami, marszcząc czoło i rękami machając. Długi lok włosów spadał mu głęboko na czoło, odrzucał go, ale spadał znowu. Widocznie nie zwracał na to uwagi, jak wygląda, ale Maja Liza przyznać musiała mimowoli, że jest przystojny i wszystko na nim pięknie wygląda. Nagle stanął tuż przed ciotką i poprosił, by mu udzieliła rady, gdyż sam tyle się narozmyślał, że już nie wie nic.
Usłyszawszy to, Maja Liza w stała. Wydało jej się niewłaściwem siedzieć tu i słuchać cudzych tajemnic. Ale jakby miał oczy w plecach, spojrzał, gdy się jeno ruszyła, i poprosił, by została, gdyż sprawia mu to wielką radość, gdy ma coś pięknego przed oczyma.
Przedziwnie doń już widać nawykła, gdyż się nawet nie zarumieniła. Nie potrzebowała zresztą, czuła to dobrze, wstydzić się słów jego, uważał ją bowiem jeno za piękną laleczkę. Ani razu nie przyszło mu do głowy, że lalka ta słyszy i widzi.
Rozmawiając w dalszym ciągu z ciotką, siadł tyłem do Maji Lizy na szerokim stole i pewną była, że o niej znowu zapomniał, ale nagle w połowie jakiegoś zdania siadł okrakiem na krześle i wlepił w nią oczy.
Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/169
Wygląd
Ta strona została przepisana.