Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pan młody umilkł i trwał długi czas w tem milczeniu. Siedzący naprzeciw niego musieli krzyczeć głośno, zanim usłyszał którego.
Goście weselni zauważyli niedługo, co się dzieje, to też wszystko cichło coraz to bardziej, a spojrzenia kierowały się raz po raz na młodą parę.
W chwili największego właśnie zakłopotania zwrócił się pan młody do żony:
— Jeśli z tego jeno powodu czujesz się nieszczęśliwą, — rzekł — to zaradzę złemu. Mamzel Maja Liza zobaczy cię w stroju weselnym. Potrafię postawić na swojem!
Podniosła nań zdumione oczy i zauważyła, że mówi serjo.
— Nigdy ci tego nie zapomnę! — rzekła — Widzę, że mnie kochasz naprawdę, skoro mi chcesz pomóc w tym wypadku.
Twarz jej rozjaśniła się nagle, tak iż wszyscy spostrzegli, że jest jakby odmieniona.

Pastorówna siedziała w Löwdali w komorze swej przy kuchni i płakała rzewnie.
Łzy płynęły jej strumieniem po twarzy, a wstrzymać ich nie mogła. Starała się uspokoić, by służba nie sądziła, iż płacze z tego jeno powodu, że musi siedzieć sama, gdy rodzice zabawiają się wesoło.
Nie dlatego czuła się nieszczęśliwą, ale płakała, ponieważ nie mogła dotrzymać słowa danego Bricie.