Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Krótką drogę przez podwórze przebiegły cwałem i już teraz wydawało im się, że noc nie jest tak ciemna i nieprzenikniona. Gotowała się do zdjęcia z oblicza zasłony i ukazania im tajemnic krytych w łonie. Ale nie śmiały przystanąć i obejrzyć się.
Gdy się znalazły w kuchni, wszystkie służebne leżały już w łóżkach. Spytały je oczywiście zaraz, czy jadły placek, czy im się co śniło i co za sny miały. Ale żadna, ani Maja Liza ani Nora nie pisnęły słówka.
Nora zasnęła natychmiast, gdy tylko położyła, głowę na poduszce i nie zbudziła się aż rano, z nieznośnem pieczeniem w ustach. Ale mimo, że się wyleżała by sobie sen przypomnieć, nie była w stanie dojść, czy jej się coś śniło.
Babunia nie spała przez całą noc, ale w ciągu obchodu święta Nowego Roku była tak cicha i zadumana i jakby w śnie pogrążona, że chyba musiała się czegoś dowiedzieć.
Maja Liza długo zasnąć nie mogła i cierpiała straszliwe pragnienie. Oczywiście, nie napiła się wody, gdyż picie wody przed spaniem byłoby unicestwiło całe proroctwo.
Zbudziwszy się rano, zrazu nie mogła sobie przypomnieć, by o czemś śniła. Ale potem, w ciągu dnia wyszła raz przypadkiem za próg i stanęła pod podjazdem. W tej samej chwili drgnęła, przypomniała sobie bowiem, że we śnie stała na tem miejscu. Widziała przed sobą zjawionych w marzeniach