Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

hofu w swartosoeńskim okręgu, dokąd byli zaproszeni na świętalny poczęstunek.
Uświadomiwszy sobie to, dziewczyna mimowoli zacisnęła w pięści dłonie, tkwiące w wielkich rękawicach.
W lesie, gdzie mieszkali, pośród drzew było tak zacisznie, cicho! Ach, gdybyż mieli wyobrażenie, co się dzieje na dworze, zanim dotarli do skraju boru! Niezawodnie, nie wychylaliby się nawet z domu i wolałaby to, niźli taki zawód!
Trzeba wiedzieć, że dziewczynie nic nie zdawało się gorszem nad konieczność zawrócenia i wyrzeczenie się nadziei dojścia tam, dokąd zamierzała.
O, gdybyż bodaj nie marzyła przez cały, długi rok, bez końca o tym drugim dniu świąt, w którym mogła pójść do Nyhofu! Jak na złość stanęły jej właśnie w tej chwili przed oczyma wielkie, buchające parą kotły i długie stoły, nakryte śnieżnemi, aż do samej ziemi sięgającemi obrusami, na których piętrzyły się całe góry kromek chleba z masłem! Ach, ileż razy powiadali sobie oboje z braciszkiem, kiedy matka nie miała im dać co jeść: na świętalnym poczęstunku u wuja w Nyhofie, w drugi dzień Bożego Narodzenia podjemy sobie do syta!
Ach, ach! Myślała nad tem, że dziś właśnie gotują tam słodką zupę z rodzynkami, że będzie lemiszka ryżowa i ciastka, potrawka i kawa z dosko-