Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   134   —

spędziliśmy za stołem, że dzień ma się już ku schyłkowi?
Spojrzeli tedy wszyscy w górę, a oto mrok zaczynał napływać zewsząd. Najdziwniejszem jednak było to, jak gasł powoli cały przepych barw w przyrodzie, jak wszystko obłóczyło się w jednostajną szarość.
Wnet i oblicza biesiadników pobladły.
— Wyglądamy niby umarli! — rzekł z nagłym dreszczem mistrz wymowy. — Jagody nasze jako popiół, a usta sine zupełnie.
Ciemność rosła, a z nią rosło przerażenie młodej niewiasty.
— O drogi mój! zawołała wreszcie, — zali nie widzisz, że nieśmiertelni chcą cię ostrzedz? Oto gniewni są, żeś niewinnego i świętego męża na śmierć osądził. Mniemam, że choćby już nawet na krzyżu rozpiętym został, jeszcze skonać nie mógł. O, każ go zdjąć z krzyża! Rękoma własnemi opatrywać będę jego rany. Zezwól tylko, by go do życia wrócono.
Piłat zaś odrzekł z uśmiechem:
— Masz słuszność, że to bogowie