Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spożywać bażanty ze srebrnych półmisków, niż chleb razowy i mleko z glinianej czarki.
Niekiedy rozglądała się, jakby szukając wspomnień po chacie. Uboga izba o wytępionych gliną ścianach, z klepiskiem ubitym zamiast podłogi, nie o wiele mogła się zmienić. Pokazała gospodarstwu zarysy psów i jeleni, które niegdyś ojciec jej kreślił na ścianie, aby swym malcom sprawić uciechę. Wysoko u pułapu dopatrzyła na półce czerep glinianego naczynia — ongi sama w nie kozy doiła.
Mimo to małżeństwo myślało w duchu: może być, że tu urodzona, później jednak musiała się w życiu czym innym zajmować, niż dojeniem kóz i wyrabianiem masła lub sera.
Zauważyli również, że myślami często odbiegała w dal, każdym zaś razem, gdy się ocknęła z zadumy, wzdychała jak w ciężkim strapieniu.
Wreszcie wstała od posiłku, a dziękując za gościnność, zwróciła się ku wyjściu.
W tej chwili żal jakiś ogarnął serce robotnika, wydała mu się tak godną współczucia w swej samotnej starości, że powiedział do niej:
— Jeśli się nie mylę, to zdążając tu wczoraj nie mieliście zamiaru tak rychło opuścić tej chaty. Może istotnie jesteście tak ubogą, jak to sądzić można z pozoru i pewnie zamierzaliście przebyć tu resztę życia. Teraz odchodzicie dlatego, że chata przez nas zajęta. — Kobieta nie przeczyła.
— Powiem ci jeno, — rzekła — że chata od ty-