Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

teraz jakby chmura czarna co wyszła z przepaści, aby się spuścić na wzgórze. Straszna wprost, w swojej starości. Zmierzwione włosy wisiały w skąpych kudłach wkoło jej głowy, stawy jej członków były zgrubiałe, opalona skóra powlekała ciało jak korą drzewną, zmarszczka przy zmarszczce.
Mimo to, potężna i groźna, szła do cesarza, nagłym ruchem ujęła go za przegub ręki, a drugą wskazała daleki Wschód.
— Patrz! zawołała rozkazująca, a cesarz podniósł oczy i patrzył. Przestrzeń zniknęła przed jego wzrokiem i przenieśli się oboje na Wschód daleki. Zobaczył ubogą stajenkę pod skalistą ścianą, gdzie w otwartych drzwiach kilku pasterzy klęczało. W szopce ujrzał młodą matkę, klęczącą przed dzieciątkiem, które leżało w żłobie na sianie.
Wielki kościsty palec Sybilli wskazał to ubogie dziecko.
— Ave Caesar! — zawołała Sybilla z szyderczym śmiechem. — Ten ci jest Bóg, który na szczycie Kapitolu będzie miał ołtarze!
Cesarz cofnął się wstecz od niej, jak od obłąkanej. Ale Sybillę porwał przemożny duch proroczy. Jej mętne oczy rozgorzały, jej ramiona wyciągnęły się ku niebu, jej głos spotężniał tak, że zdawał się nie z niej wychodzić; miał dźwięk i siłę taką, że mógł na cały świat być słyszanym. A to co głosiła, zadała się w górze z gwiazd wyczytywać.
— Jako Boga uwielbią na Kapitolu Chrystusa,