Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znalazła się w płótnie bez jego wiedzy i woli, jedynie dzięki niesumienności któregoś z czeladników. Niemniej widział sam jak trudno mu tych ludzi przekonać, jak trudno, samemu za sobą świadcząc, prawdy dowieść. Od dawna rzetelność jego była przysłowiową w mieście, teraz zaś gryzł się ciężko swoją nadszarpnięta sławą.
Raniero natomiast rad, że mu się kawał udał, pysznił się zdemaskowaniem teścia bez względu nawet na obecność Franczeski. Żal ją zdjął wielki a zarazem zdumienie ogromne, jak wtedy kiedy to jej ptaka ustrzelił. I gdy tak nad tym rozważała, zdało jej się nagle, że widzi przed oczyma miłość swoją, jak gdyby duży błyszczący szmat złotogłowiu.
Widzała jak wielką była ta miłość, jak świetnym lśniła połyskiem, u brzega jednak brakło na rogu złotej tkaniny, czyniąc całość ani tak zupełną, ani tak wspaniałą jak przedtem.
Uszkodzenie jednak było tak nieznaczne, że Franczeska uspokajała się myślą:
— W każdym razie do końca życia mi jej starczy, zostało jeszcze tyle, że się zużyć nie może...
I znowu minął w spokoju czas jakiś, w którym oboje z Ranierem czuli się równie szczęśliwi jak w początkach swego pożycia.
Franczeska miała brata, któremu było na imię Tadeo, wrócił on był właśnie z podróży do Wenecji, gdzie dla spraw handlowych bawił i nakupił tam sobie świetnej jedwabnej i aksamitnej odzi-