Strona:Selma Lagerlöf - Legendy Chrystusowe.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A gdy to słowo padło podniósł się taki wybuch przekleństw i szyderstwa, że ziemia i niebo zadrżało. Ona sama zdrętwiała przez sen z przerażenia, dreszcz nią wstrząsnął i zbudziła się.
Ockniona usiadła na łożu mówiąc do siebie: ”Nie będę dłużej spała, wolę już czuwać raczej przez noc całą, niźli patrzeń na tę okropność!”.
Jednak, tej samej chwili, senność zmogła powtórnie, opadła na posłanie i zasnęła.
Znajdowała się znowu na domowym swoim dachu, a synek jej bujał wokoło uganiając za piłką.
Wtedy usłyszała głos jakiś mówiący:
— Pójdź do balustrady i spójrz na tych co siedzą, w dziedzińcu czekając...
Ale śpiąca rzekła we śnie do siebie:
— Nie pójdę. Zaprawdę nadto już nędzy widziałam tej nocy. Nie zniosę więcej podobnego widoku.
W tej chwili padła piłka za balustradę i chłopak spinał się za nią. Przerażona podbiegła, i chwyciła dziecko.
Równocześnie jednak rzuciła wzrokiem w dół i znowu ujrzała dziedziniec przepełniony ludźmi.
A byli tam zgromadzeni wszyscy wojownicy ziemi, pokaleczeni z odrąbanymi członkami i wielkimi, otwartymi ranami, z których krew strumieniem ciekąc zalewała cały dziedziniec.
Oprócz nich garnęli się tu z całego świata ci wszyscy, którzy potracili ukochanych na polach bi-