Przejdź do zawartości

Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ingmar uspokoił się natychmiast. „Wolno mi przecie płakać, gdy tracę takiego jak ty przyjaciela“.
Stary był tezaz zupełnie bezradny i zimny pot wystąpił mu na czoło. „Tak niedawno wróciłeś do domu Ingmarze“, rzekł nakoniec, „że nie wiem czy już słyszałeś, co zaszło we dworze.
„O tak“, rzekł Ingmar, „to o czem myślisz, słyszałem jeszcze w Jerozolimie“.
„Powinienm był lepiej strzedz twojej własności Ingmarze“.
„Powiem ci Ingmarze Silny, że niesłusznie czynisz, jeżeli Barbarę posądzasz o coś złego“.
„Niesłusznie czynię?“ zapytał stary.
„Tak“, odrzekł Ingmar silniejszym jeszcze głosem. „Dobrze, że wróciłem, i że ma kogoś aby ją bronił“.
Ingmar Silny chciał coś odpowiedzie, ale Barbara, która w sali przygotowywała dla gości kawę, słyszała przez wpółotwarte drzwi całą rozmowę. Weszła teraz szybko do izdebki i zbliżyła się do Ingmara, jak gdyby chciała mu coś powiedzieć. Ale w ostatniej chwili namyśliła się; pochyliła się nad staruszkiem zapytała jak się czuje.
„Lepiej mi, odkąd mówiłem z Ingmarem“, odrzekł.
„O tak, z nim dobrze mówić“, rzekła cichym głosem, odchodząc i siadając przy oknie.