Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Oto nie należy nam się troszczyć“, rzekł Ingmar „Wszystko dobrze się kończy, jeżeli ludzie tylko czynią to, co słuszne“.
Barbarze znów zdawało się, że sama litość nakazywałaby jej powiedzieć mu prawdę. W duszy jej wszczęła się gorąca walka, zdobyła się jednak na siłę i milczała. „Nie, nie mogę sprowadzić na niego takiego nieszczęścia“, myślała. „Najlepiej będzie jeżeli drogi nasze się rozdzielą, inaczej wiem, że będę musiała zabić się“.
Gdy milczała, rzekł Ingmar: „Więc będziemy musieli pożegnać się na długo“, Barbaro.
„Tak“, odpowiedziała; podała mu rękę, a on przyjął ją. Gdy ją trzymał w swej dłoni przeszło drżenie przez ciało jego. Przez chwilę zdawało się, jak gdyby chciał Barbarę gwałtownie przycisnąć do serca.
Lecz ona rzekła: „Pójdę i powiem Ingmarowi Silnemu, że przybyłeś“.
„Tak idź“, odrzekł Ingmar rubasznie i puścił jej rękę.

∗             ∗

Ingmar Silny leżał w izdebce swej na łóżku. Nie miał bólu, lecz serce uderzało słabo, a oddech stawał się z każdą chwilą cięższy. „Tak, wiem to z całą pewnością, że umrę dziś“, myślał w duszy.
Jak długo był sam, miał przy sobie skrzypce. Od czasu do czasu poruszał z cicha struną i zda-