Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pewnego dnia stara Liza stała przy małem okienku w chacie i patrzyła w okolicę. Miała na ręku dziecko, które jak zwykle krzyczało, a stara myślała właśnie o tem, jakie ono mizerne. „Ale, ale!“ rzekła nagle i przechyliła się, aby lepiej widzieć, „Ktoś tu przychodzi z wizytą. Natychmiast poszła z dzieckiem do Barbary. „Musisz wziąć tymczasem dzieko. Ja wyjdę naprzeciw i powiem, że jesteś chora i leżysz w łóżku, że nie będą mogli wejść“. Położyła dziecko na łóżko, a Barbara zostawiła je tak, nie dotykając się go. Krzyczało wciąż z całej siły. „Dziecko krzyczy tak głośno, że Słychać w całym lesie“, rzekła. „Jeżeli nie możesz go uspokoić to rzecz niemożliwa, ażeby ci ludzie nie dowiedzieli się, że jest tu dziecko.“ Po tych słowach wyszła, a Barbara nie umiała sobie inaczej poradzić, jak tylko kładąc dziecko do piersi.
Stara została przez dobrą chwilę na dworze. Gdy wróciła, dziecko spało, a Barbara przypatrywała mu się. „Możesz być spokokojna“, rzekła stara Liza. „Nie słyszeli niczego i poszli w mną stronę“.
Barbara rzuciła na nią ponure spojrzenie. „Teraz zdaje ci się, że ci się sztuczka udała. Myślisz że nie zrozumiałam, iż nikogo nie było i chciałaś mnie tylko przestraszyć, abym wzięła dziecko?“