Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Czyż nie widzisz Ingmarze, że to nie jest w człowiek? szepnęła:
Ingmar odpowiedział również szeptem: „Wczoraj, gdy go spotałem po raz pierwszy, sądziłem także, że jest czemś więcej niż człowiekiem“.
„Czuję błogość patrząc tylko na niego/ rzekła Gertruda. „Nie ma takiej rzeczy, którejbym dla niego nie uczyniła, gdyby mnie o to prosił.“
„To stąd pochodzi, że przywykliśmy wyobrażać sobie, że Zbawiciel tak musi wyglądać,“ rzekł Ingmar.
Człowiek, którego Gertruda uważała za Chrystusa, stał teraz w postawie podniosłej i rozkazującej w kole swych zwolenników. Potem wykonał lekki ruch ręką i naraz wszyscy siedzący dokoła niego na ziemi zaintonowali głośno: „Ałłach, Ałłach!“ Równocześnie wszyscy poruszyli głowami, zwracając je silnym rzutem to w prawo, to w lewo. Poruszali się wszyscy w tym samym takcie i przy każdym zwrocie w olali: „Allach, Allach!“ Człowiek w środku stojący był prawie nieruchomy i tylko lekkiem skinieniem głowy dawał takt.
„Co to jest?“ zapytała Gertruda. „Co to może być?“
„Jesteś dłużej w Jerozolimie niżeli ja, Gertrudo“ — rzekł Ingmar, „musisz więc wiedzieć co to znaczy.“