Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czony i przy każdem uderzeniu wyglądało obnażone ciało.
Razu pewnego człowiek ten robił na jarmarku najrozmaitsze wysiłki, a mimoto nie udało mu się dobie ani jednego handlu. Przyczyną tego było po części to, ze ludzie już zbyt często byli oszukani rzez niego i obawiali się wejść z nim w układy po części zaś koń, ktorego chciał zamienić, był tak stary i niezdatny, że nikt go wziąć nie chciał.
Gdy wieczór nadszedł, człowiek ów jeszcze nie chciał pogodzić się z tem, że nie zrobi tego dnia interesu. Przed powrotem do domu chciał podjąć jeszcze jedną próbę i popędził konia swego z tak przerażającą szybkością przez plac targowy, że obecni myśleli, iż koń lada chwila upadnie. Podczas tej dzikiej jazdy ujrzał człowiek ów drugiego, który jeździł również szybko na pięknym czarnym koniu, któremu jednak ta jazda nie zdawała się sprawiać najmniejszego natężenia.
Ledwie handlarz zatrzymał się i zsiadł z wozu gdy człowiek posiadający dobrego konia zbli ży się doń: był małej i szczupłej postaci, o wąskiej twarzy i spiczastej bródce. Odziany był czarno i handlarz nie mógł poznać ani po gatunku sukna, zni po kroju z jakiej pochodził okolicy.
Handlarz spostrzegł wnet, że człowiek ten był bardzo głupi, gdyż opowiadał, że ma w domu gniadego konia i chętnie zamieniłby swego czarnego