Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żonie podobało się to, iż była podobną do Ingmarsonów.
Karina nie zmieniła wyrazu twarzy, gdy spostrzegła Halfvora, lecz spokojnie szła od jednej osoby do drugiej, witając się z obecnymi. Gdy podała rękę Halfvorowi, on wyciągnął swoją o tyle tylko, że zetknęły się tylko końce palców.
Karina miała zawsze postawę trochę naprzód pochyloną, a gdy teraz zbliżyła się do Halfvora zdawało się, iż pochyliła głowę jeszcze głębiej niż zwykle, Halfvor zaś był prostszy i wydawał się większym niż zazwyczaj.
„Tak, więc wybraliście się w drogę Karino“, rzekła matka Stina i przysunęła dla niej fotel księdza. „Tak, odrzekła Karina, droga nie jest teraz tak ciężka, bo przymarzło.“ „Tak, tej nocy silnie zamarzło“, rzekł nauczyciel.
Potem jednak ucichło w izbie, nikt nie wiedział, co ma mówić, i cisza ta trwała kilka minut.
Wtem podniósł się Halfvor, a inni zerwali się jakby zbudzeni z głębokiego snu.
„Muszę już wrócić do sklepu“, rzekł Halfvor. „O nie ma się czego spieszyć“ rzekła matka Stina. „Przecież nie ja chyba wypędzam Halfvora“ rzekła Karina, a głos jej brzmiał bardzo pokornie. Skoro tylko Halfvor oddalił się, czar jakby prysnął i nauczyciel wiedział odrazu o czem mówić. Spojrzał na chłopca z którym Karina przyszła i na którego