Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Dziś, kiedy przyniesiono Ingmara Wielkiego do dworu“, rzekł ksiądz, kazał on przywołać Ingmara Silnego; usłuchano go natychmiast, a równocześnie. posłano także po lekarza i po mnie. Ale Ingmara Silnego nie było w domu. Był on daleko w lesie, przy rąbaniu drzewa i nie można go było znaleść tak łatwo. Wysyłano jednego posłańca za drugim, a Ingmar Wielki był w wielkim strachu, że go już przed śmiercią nie obaczy. Trwało to bardzo długo; ja przyszedłem i doktor przyszedł, ale Ingmara Silnego nie można było znaleść.
Ingmar Wielki nie troszczył się wiele o nas; był bliskim zgonu. „Niezadługo umrę, księże proboszczu, rzekł „chciałbym tylko Ingmara przedtem zobaczyć.“
„Leżał na szerokiem łożu w izbie i przykryty był najdroższym dywanem jaki był w domu. Leżał z otwartymi oczami i wciąż patrzał gdzieś w dal, na coś bardzo oddalonego, czego nikt inny nie widział. Troje małych dzieci uratowanych przezeń, umieszczono na jego łóżku; siedziały u stóp jego skulone i ciche. Gdy od czasu do czasu odwracał oczy od tego co widział w oddali, zwracał je ku dzieciom i wtedy uśmiech rozjaśniał twarz jego.
Nakoniec znaleźli przecie Ingmara Silnego, a a Ingmar Wielki patrzał uśmiechnięty przed siebie usłyszawszy ciężkie kroki jego w sieni.