Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Otwarły się przed nimi niebiosa.

Na wiosnę, gdy budowano dom misyonarski, zaczęło nagle tajać i rzeka Dalelf wezbrała mocno. Dziwna rzecz, ile to wody przyniosła ta wiosna. Lało się z nieba, lało się strumieniami z gór, wytryskało z ziemi, i w każdem zagłębieniu, w każdym rowie i w każdej skibie było pełno wody. A wszystka woda szukała ujścia w rzece, która rosła wciąż, rosła i szumiała coraz burzliwiej. Nie była to rzeka ciemna, przeźroczysta i spokojna jak zazwyczaj, lecz żółto-szara od tej ziemistej wody, która do niej wpływała, i gdy tak szumiała, pełna belek i lodowych brył, wyglądała dziwnie groźnie i strasznie.
Z początku dorośli ludzie nie troszczyli się wiele o te wody wiosenne; dzieci tylko spieszyły na wybrzeże, skoro tylko miały wolną godzinę, patrzały na rozszalały strumień i wszystko co on z sobą niósł.
W krotce były tam już nie tylko belki i bryły lodu; były tam inne rzeczy! Nadpłynęły mostki i budki kąpielowe, a za chwilę czółna i kawałki zniszczonych tratw.