Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czął znowu — „Ależ Ingmarze!“ — „Ach, nie dlatego zły jestem na ciebie, lecz dlatego, że mógłbym ci był pozwolić odjechać!“ — „Czy nie kochałeś mnie Ingmarze?“ — „O nie!“ — „I podczas podróży do mnie, nie kochałeś mnie?“ — „Ani na chwilę! Byłaś mi wstrętną“. — „Kiedyż znów miłość wróciła?“? — Gdy list dostałem“. — „Tak, widziałam, że u ciebie to już minęło, i dlatego myślałam, że to wstyd dla mnie, abyś się dowiedział, że u mnie się właśnie rozpoczęło“.
Ingmar śmiał się z cicha. „Co ci się stało Ingmarze?“ — „Myślę o tem, że z kościoła uciekliśmy, a z ingmarowskiego dworu wypędzono nas“. — „I śmiejesz się z tego?“ — „Bo czyż to nie śmiesznie? Musimy teraz jak włóczędzy przenocować pod gołem niebem. Gdyby to ojciec wiedział!“ — „Śmiejesz się teraz, ale to być nie może, to być nie może, i to moja wina“. — „Jakoś to będzie“ odrzekł, teraz nietroszczę się już o nikogo, tylko o ciebie“.
Brygita była bliską płaczu z trwogi, lecz on chciał bezustannie tylko słyszeć o tem, że o nim myślała i tęskniła za nim. Powoli uspokoił się, jak dziecko, któremu śpiewają kołysankę. Wszystko jakoś stało się inaczej, niż Brygita myślała. Myślała że skoro przyjedzie, natychmiast będzie mówiła o swej winie i powie mu, jak ją to przygniatał i jak się czuje złą, Powie też jemu, albo matce