Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Powinnaś była zatrzymać sobie te pieniądze“ rzekł Ingmar. „Czuję, jakgdyby wilk rozrywał i krwawił mi pierś! Niczem to było, gdy sądziłem, że rzecz była niemożłiwa, ale teraz gdy wiem, że mogłem cię mieć...“
„Przyszłam tu, aby ci radość wyrządzić Ingmarze“ Ale we dworze zaczęli się już niepokoić. Ludzie ukazali się na terasie, wołając! „Ingmarze! Ingmarze!“
„A tam stoi narzeczona i czeka na mnie!“, zawołał Ingmar w największym wzruszeniu. „I ty Gertrudo jesteś winną wszystkiemu! Gdy cię porzuciłem, uczyniłem to w ostatecznej rozpaczy, ale ty zniszczyłaś wszystko, ażeby mnie tylko unieszczęśliwić. Teraz wiem, co musiał czuć mój ojciec, gdy matka moja zabiła swe dziecko!“ zawołał nawpół nieprzytomny z bólu.
Wybuchł spazmatycznym płaczem. „Nigdy nie kochałem cię tak, jak dziś“, mówił wśród łkania. „Nigdy nie kochałem cię ani połowy tyle, co teraz właśnie. Ach nie wiedziałem, że miłość może być tak gorzką i tak straszną!“
Łagodnie położyła mu Gertruda rękę na głowie. „Nie, nie miałam nigdy zamiaru mścić się na tobie Ingmarze, ale jak długo serce twe przykute jest do rzeczy tego świata, nie ujdzie smutku i strapienia.