Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tam doszła. Ścieżka była miękka i trochę ślizka, z powodu brunatnych szpilek jodłowych, któremi była pokryta; jodły sterczały prosto i niebotycznie z obu stron a promienie słoneczne igrały na żółtym mchu pod drzewami. Było tak pięknie i przyjemnie, że trwoga jej zmniejszyła się cokolwiek.
Gdy tak szła ścieżką, ujrzała nagle starą i zgarbioną kobietę, przesuwającą się między drzewami. Była to stara „leśna Marta“, która znała się na czarach. „Straszna to rzecz, że ta stara, złośliwa baba żyje jeszcze, i że ja właśnie musiałam się z nią spotkać!“ myślała Gertruda. I szła ostrożnie dalej, ażeby stara jej nie spostrzegła.
Ale właśnie, gdy miała umykać przed nią, stara spojrzała.
„Poczekaj chwilę, pokażę ci coś!“ zawołała kobieta. I za chwilę już leśna Marta klęczała przed Gertrudą wśród drogi. Wykreśliła koło wśród szpilek jodłowych i postawiła na środek koła płytką mosiężną miskę. „Pewnie teraz ma zamiar czarować“, myślała Gertruda „więc to prawda, że jest czarownicą“.
„Spójrz do miski, a obaczysz tam coś, rzekła leśna Marta. Gertruda spojrzała w dół i drgnęła ze strachu, gdyż na dnie miski ukazała się wyraźnie twarz Ingmara. Równocześnie stara wsunęła jej długą szpilkę do ręki: „Patrz“, rzekła, weź tę szpilkę i przekłuj nią Ingmarowi oczy. Zrób to dlatego,