Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bo ławy i łóżka stojące tu były przytwierdzone do ścian i nie mogły być odsunięte. Ale już miedziane naczynie nie lśniło się na półkach, a łóżka ziały pustką, bez firanek i pierzyn, a niebiesko pomalowane szafy, które przedtem były zwykle nawpół otwarte, aby goście widzieć mogli duże srebrne konwy i kubki, były teraz zamknięte, na znak, że nic już w nich nie było przechowane, coby godne było widzenia.
Wielka sala była szczelnie zapełniona. Krewni i równowiercy Halfvora i Kariny zeszli się bardzo licznie. Co chwila wprowadzano kogoś grzecznym powitaniem i zaproszono go, aby usiadł przy dużym, nakrytym stole.
Drzwi do bocznej izby były zamknięte. Tam odbywały się układy o sprzedaż dworu samego. Słychać było głośne i gwałtowne rozhowory, zwłaszcza dochodził głos księdza.
W sali natomiast było bardzo cicho, a jeżeli rozmawiano, to szeptem tylko. Wszyscy byli sercem i myślami tam w bocznej izbie, gdzie rozstrzygał się los dworu.
Matka Stina zwróciła się do Gabryela Eryksona i zapytała go: „Czy jest to zupełnie niemożliwe, ażeby Ingmar został przy dworze?“.
„Suma, którą on dać może, już dawna została przekroczona“, odrzekł Gabryel. „Powiadają, że gospodarz z Karmsund dawał trzydzieści dwa tysięcy