Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Młoda dziewczyna widziała już tysięcy i tysięcy drzew spławionych rzeką, lub wożonych gościńcem, ale to drzewo było dla niej ważniejszem niż wszystkie inne.
„Ach Ingmarze,“ rzekła „przecież to dopiero pierwsze!“
W pośród radości swej zatrwożyła się myślą, że trzeba było pięciu lat trudu i pracy, zanim Ingmar doszedł do tego, że mógł sprowadzić pierwszą kłodę drzewa budulcowego, które miało być użyte dla budowy ich własnego domu. Jak długo potrwa jeszcze, zanim sprowadzi resztę i zbuduje dom!“
Ale Ingmarowi zdawało się, że teraz już wszystkie trudności są pokonane.
„Poczekaj Gertrudo, rzekł, jeżeli tylko będę mógł sprowadzić drzewo, jak długo jeszcze ziemia zamarznięta, to i dom będzie wkrótce gotów“.
Powoli zrobiło się porządnie zimno, bo noc nadeszła i koń marzł; potrząsał głową i grzebał nogą a grzywę i włosy na czole pokrył biały szron.
Ale dwoje młodych ludzi nie czuli mrozu, stali na ulicy i budowali cały swój dom od piwnicy, aż do strychu.
A gdy dom był gotów zaczęli myśleć o umeblowaniu. „Przy długiej ścianie musimy postawić kanapę“, rzekł Ingmar.
„Ależ nie mamy wcale kanapy“, rzekła dziewczyna.