Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzekła matka. — „Ależ zawsze mówiono, że ją rodzice zmusili“, rzekła kobieta wymijająco.
— „Mówcie szczerze Katarzyno; jeżeli was pytam, możecie bez ceremonii prawdę powiedzieć. Chyba potrafię jeszcze wytrzymać to, co mi możecie powiedzieć“.
„Otóż, powiem wam, że ilekroć w owym czasie przychodziłam do Bergskog, zawsze zastawałem ją zapłakaną. Raz, gdyśmy obie same były w kuchni, rzekłam do niej: „Pięknego męża będziesz miała, Brygito!“ — Spojrzała na mnie, jak gdyby myśłała że chcę z niej szydzić: A potem rzekła: „Tak, toś dobrze powiedziała, piękny bo piękny“. Powiedziała to w taki sposób, że zdawało mi się, iż widzę przed sobą Ingmara Ingmarsona; nie jest co prawda piękny, ale nigdy przedtem nie myślała! o tem, bo miałam zawsze ogromne poważanie dla Ingmarsonów. Lecz teraz nie mogłam się wstrzymać od śmiechu. Brygita raz jeszcze spojrzała na mnie i powtórzyła: „piękny bo piękny“, potem szybko odwróciła się, pobiegła do izby i słyszałam że płakała.
Ale odchodząc, myślałam sobie: wszysko będzie dobrze, bo u Ingmarsonów zawsze wszystko jest dobrze. Nie dziwiłam się rodzicom Brygity, bo gdybym miała córkę a Ingmar Ingmarson chciał ją poślubić, nie dałabym jej także spokoju, aż dokąd by przystała.