Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wy wiosenny, łagodny deszczyk. „W pięknym ogrodzie zaczęło już kiełkować i pęcze puszczać. Łąka pokrywała się tak szybko zielonością, że zdawało się, jak gdyby trawa rosła widocznie. Gertruda stała na tarasie i patrzyła na deszcz wiosenny, a dwa wielkie drzewa, na których już pełno było kiełkujących listków, roztaczały swe gałęzie po nad nią.
Ingmar przystanął zdziwiony; wszystko tu było tak piękne i zaciszne iż wzburzenie jego cokolwiek się ułożyło. Gertruda go nie widziała; zamknął zcicha furtkę i podszedł ku niej.
Ale nagle zatrzymał się znowu i spojrzał na Gertrudę zdziwiony. Gdy się z nią rozłączył była prawie jeszcze dzieckiem, ale w ciągu tego roku, kiedy jej nie widział, wyrosła na dumną, smukłą dziewicę. Była teraz słusznego wzrostu i zupełnie dorosła. Głowa spoczywała z wdziękiem na smukłej szyi, cerę miała białą i jak puch świeżą, i delikatny rumieniec na twarzy. Oczy jej nabrały głębi i tęsknoty, i cały wyraz, który przedtem był figlarny i wesoły, zmienił się w powagę i łagodne rozmarzenie.
Gdy Ingmar ujrzał Gertrudę taką, serce jego przepełniło się rozkoszą; zapanowała nad nim uroczysta cisza i zdawało mu się, iż wielkie dzwony zadzwoniły na spoczynek niedzielny. Było to tak wspaniałe, że miał ochotę uklęknąć i dziękować Bogu.