Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

palił się ogień. Ojciec nie zauważył niczego, ale Ingmar-Silny rzekł szybko: „Aha! Tak rzeczy stoją?“ lecz jadł spokojnie dalej. W tem na nowo zatrzeszczało, i to znacznie silniej. Nie widziałem niczego, ale było to tak, jak gdyby ktoś małe kamyki rzucał w ogień. „No, no, cóż tak spiesznego?“ rzekł Ingmar Silny i wyszedł. „Węgle zapaliły się“, zawołał wnet do chaty, „ale siedź tylko spokojnie, Ingmarze Wielki, ja sobie już sam poradzę!“.
Ojciec i ja siedzieliśmy cicho i nikt z nas nie miał ochoty słowa przemówić.
Wkrótce Ingmar Silny powrócił i rozpoczęły się na nowo żarty.
„Zdaje mi się, że od wielu lat nie obchodziliśmy tak wesołej wilii“, rzekł. Podczas gdy mówił jeszcze, trzask rozpoczął się na nowo. „Jakto, znów się zaczyna?“ rzekł. Wyszedł znów i węgle na nowo zaczęły się palić. Gdy wrócił, rzekł ojciec do niego: „Widzę, że masz tu dobrą pomoc przy węglach“. — „Tak, tak, idź spokojnie do domu Ingmarze Wielki, są tu inni, którzy mi pomogą“. I ojciec poszedł zemną do domu, i wszystko skończyło się dobrze, ani pierwiej ani później żaden z węglowych stosów Ingmara Silnego nie spłonął! ogniem“.
Gunhilda podziękowała Ingmarowi za opowiadanie, ale Gertruda milcząc szła dalej, jakgdyby