Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy tak siedziała, przbiegł chłopiec stajenny Zauważywszy dziewczynę, zatrzymał się.
— Helgo, słyszałaś o tej hecy z Gudmundem?
Kiwnęła głową.
— Wykpił się na szczęście. Prawdziwy morderca siedzi już pod kluczem.
— Wiedziałam, że on tego zrobić nie mógł.
Chłopak pobiegł dalej, a Helga nie ruszaa się z miejsca.
— Wiedzą już wszyscy. Mogę tam nie chodzić...
Czuła się opuszczoną. Cały dzień żyła, jak w gorączce. Nie myślała o sobie. Jednego chciała: pojednania Hildur z Gudmundem. A teraz — ujrzała swą samotność. Nikt już jej nie potrzebował. Nietylko Gudmund, ale i matka i dziecko. Babka zabrała jej maleństwo...
Ledwo pozwala spojrzeć na nie...
Chciała wracać do domu. Ale nie miała na to sił.
Usłyszawszy turkot na drodze. Obejrzawszy się, ujrzała Gudmunda i Hildur. Pewno jadą do Elwokry z radosną nowiną... Jutro będzie ślub.
Zobaczywszy Helgę, zatrzymali konia. Gudmund oddał lejce Hildur, a sam zeskoczył. Hildur skinęła Heldze głową i odjechała.
Gudmund stanął przed Helgą.
— Dobrze, że tu jesteś — rzekł. — Myślałem, że będę właził na tę waszą górę.
Powiedział to tonem twardym, prawie szorstkim. Ze stanowczością wziął ją pod ramię. W oczach jego wyczytała, silne postanowienie niezłomne. Już nie próbowała uciekać.

KONIEC