Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jechali teraz prędko. Najwidoczniej — spieszno było ojcu. Jednak rozmowy nie przerywał. Przez całe życie nie zamienił z Gudmundem tyle słów, co teraz.
— Co cię zmusiło zmienić postanowienie? — spytał Erland.
— Życzenia Helgi. Zmiękło mi serce. Kiedyście mi błogosławili, chciałem wam rzec, żem tego niegodzien i wszystko wyłożyć, alem był jeszcze zatwardziały. Kiedy ta dziewczyna, zamiast złości na mnie, przyniosła mi dobre słowo — już było po mnie.
— Teraz to już się dogadamy. Trzeba wszystko powiedzieć Hildur i jej rodzinie.
— Tak — powiedział Gudmund, zniżywszy głos. — A pewno — dodał po chwili. — Co mam dziewczynę w to mieszać. Nie daruje mi.
— Cóż dziwnego, honor córki leży zawsze rodzicom na sercu. A trzeba ci wiedzieć, że jakeśmy odjeżdżali z domu, tom już postanowił, że jeśli nie ty, to ja powiem o wszystkiem ojcu Hildur. Bez tego nie dopuściłbym do sakramentu.
Trzasnął z bicza i pojechali jeszcze szybciej.
— Twardy orzech mamy do zgryzienia — rzekł Erland. — Bodajby prędzej minęła ta chwila. Pewno rodzice Hildur uszanują w tobie przyznanie się do winy i będą ci życzliwsi.
Gudmund nic nie odpowiadał.
W miarę jak się zbliżali do Elvokry, był coraz bardziej pochmurny. Ojciec starał się dodać mu otuchy.
— Słyszałem już w życiu o czemś podobnem. Opowiadano mi o narzeczonym, który zabił na polowaniu swego towarzysza. Nie zrobił tego naumyślnie i nikt nie wiedział, że to on był zabójcą. W dniu ślubu przyszedłszy do domu, gdzie już wszystko było przygotowane do