Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzielę do domu. A kiedy się wdrapałam na nasze zbocze, byłam pewna, że do was nie powrócę. Ojciec i matka cieszyli się bardzo z mojej służby w waszym domu. Nie śmiałam im powiedzieć, że nie mogę tam dłużej zostać. Z chwilą gdy się znalazłam napowrót w lesie, znikła cała moja tęsknota. Zdawało mi się, że wszystko to było przywidzenie. A do tego żal mi było, że mały mój odwykł odemnie i przywiązał się do babki. Pewno, może tak lepiej, ale ciężko mi było.
— Wtenczas może nas zaczęłaś żałować? — spytał Gudmund.
— E, nie! Kiedy się obudziłam w poniedziałek rano i przypomniałam sobie, że muszę stąd pójść, znowu żałość ścisnęła mnie za serce. Męczyłam się i płakałam. Rozum kazał mi iść na służbę. Nagle przypomniałam sobie o starym sposobie umorzenia tęsknoty. Trzeba było wziąć trochę popiołu ze swego ogniska i rozsypać go na obcym kominku.
— To było łatwe do zrobienia — rzekł Gudmund.
— Tak, ale przez to własny dom obojętniał. A przytem, gdyby się porzucało to nowe ognisko, na którym się popiół rozsypało, to już się do niego będzie zawsze tęskniło.
— A czyż nie można rozsypać popiołu znów na nowym kominku?
— Nie, to się raz tylko robi. Niema powrotu. Lekarstwo bardzo niebezpieczne.
— Jabym nie śmiał — powiedział Gudmund z drwinką.
— A ja się ośmieliłam. Wolałam to, niż okazać się niewdzięczną względem matki Ingeborgi no, i ciebie, bo mi przyszedłeś z pomocą. Wyniosłam z domu trochę