dową. Hildur Eriksdotter nie miała jeszcze lat dwudziestu, lecz każdy, kto ją widział, pomyślał niezawodnie, że będzie z niej gospodyni co się zowie. Była wysoka, dobrze zbudowana, ładna jasnowłosa. Zdawała się lubić, aby jej usługiwano. Nigdy przytem nie straciła pewności siebie; mówiła dużo i wcześniej niż inni. Przez kilka lat chodziła w mieście do szkoły; nosiła tak ładne sukienki, jakich Helga nigdy w życiu nie widziała. Pomimo to, nie była próżna ani zalotna. Ze swoim bogactwem i pięknością mogła wyjść za kogo jej się podobało, nawet za prawdziwego pana. Powiadała jednak, że nie ma zamairu być panią, która cały dzień wysiaduje na kanapie z założonemi rękami. Postanowiła wyjść zamąż za wieśniaka i gospodarować.
Hildur była dla Helgi cudem prawdziwym. Nie przypuszczała nigdy, że istota ludzka może być doskonała pod każdym względem. Wydawało jej się wielkiem szczęściem, że będzie mogła w przyszłości służyć u takiej gospodyni.
Odwiedziny wypadły jak najlepiej, a jednak Heldze pozostało po nich trochę niepokoju. Gdy wyszła do gości z kawą na tacy, matka Hildur, pochyliwszy się do ucha pani domu, zapytała ją szeptem:
— Czy to ta z Bagniska?
Szept był tak głośny, że Helga go usłyszała. Gdy zaś matka Ingeberga potwierdziła skinieniem głowy, tamta druga zaszeptała coś co do uszu Helgi nie doszło. Niewątpliwie jednak wyraziła zdziwienie, jak można trzymać w domu taką istotę. Zajście to zmartwiło Helgę. Pocieszała się tem, że to przecież nie Hildur była z niej niezadowolona.
∗ ∗
∗ |