Strona:Selma Lagerlöf - Dziewczyna z bagniska.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie wątpił, że Helga przywiąże się do swej pani i że w ten sposób na długo spadnie im kłopot z głowy.
— Gorzej trochę z tym dzieckiem, ozwała się staruszka po chwili milczenia. Gudmund pojął, że matka jego zastanawia się nad tą sprawą poważnie.
— Mogłoby zostać u dziadków — rzekł.
— Któż ci powiedział, że ona zechce się z nim rozłączyć.
— Ha, czasem trzeba tak zrobić, jak się nie chce. Kto głodny ten nie przebiera, a oni tam na Bagnisku nie mają co włożyć do gęby.
Na to matka nie dała odpowiedzi i zaczęła mówić o czem innem. Widocznie przyszły jej na myśl jeszcze nowe skrupuły, które zachwiały jej postanowienie.
Gudmund opowiedział jej tedy odwiedziny w Elwokra, i widzenie się z Hildur. Powtórzył to, co rzekła o jego koniu i wózku, przytem nie taił wcale swego rozradowania. Matka również była bardzo zadowolona. Przykuta do miejsca staruszka spędzała dnie całe na obmyślaniu przyszłości dla swego syna. Ona to pierwsza upatrzyła synowę w pięknej dzidziczce z Elwokry. Szczęśliwszego związku trudno było wymarzyć. Właściciel folwarku był nie byle kim. Posiadał największy w całej gminie majątek, najwięcej znaczenia i duże pieniądze. Prawdę powiedziawszy prawie niedorzecznością była nadzieja, że zgodzi się on na zięcia tak mało posażnego, jak Gudmund. Z drugiej strony jednak było prawdopodobnie, że postąpi tak, jak zechce jego córka. Matka zaś nie wątpiła ani na chwilę, że syn jej potrafi podbić serce każdej dziewczyny.
Pierwszy to raz Gudmund dał matce do poznania, że projekt jej głęboko zapadł mu w duszę. Zawiązali tedy długą rozmowę o bogactwach dziewczyny i innych