Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kamy się jeszcze... Inaczej szczęścia nie rozumiem, i dla pozyskania jej kroku z wytkniętej drogi nie uczynię.
— Zobaczymy, jak to będzie! — przerwał mu hrabia. — I ja wolę, żeby się dziewczyna trochę z trudami życia połamała i w pracy zapomniała wiele rzeczy, których nie pragnąłbym widzieć w twojej żonie.
Rozmowa przeszła na inne tory. Skarżył się młody poeta hrabiemu na nienawiść, która go zewsząd otacza, na potwarze, spotykające go na każdym kroku. Opowiadał, że złość posuwa się do najobrzydliwszych środków, że starają się jego uczniów, chłopaków nieletnich zniechęcać doń.
— Ciężka jest droga, na którą wszedłeś, ale jedyna mogąca do uzdrowienia dowieść... — pocieszał go hrabia i do wytrwania zachęcał.
Pobyt szanownego starca nie długo trwał i musiał wracać. Z żalem rozstawał się z nim Iwan. Oprócz niego nie miał nikogo, przed którym mógłby się z cierpień trapiących go wywnętrzyć. W nim tylko widział opiekuna i obrońcę.
Po wyjeździe hrabiego życie stawało mu się nieznośnem, do poprzednich utrapień przybył jeszcze niepokój o Eufrozynę. Wbrew woli i postanowieniu myśl o niej powracała często. Uczucie odradzać się zaczynało. Nadaremnie z niem walczył. Nieraz gdy siedział w pracy pogrążony, wyobraźnia przywoływała mu przed wzrok duszy jej śliczną, zamyśloną twarzyczkę, jej słodkie oczy patrzyły nań z białej ćwiartki papieru. Kiedy rozgniewany własną słabością rzucał pracę i kładł się, ażeby snem wzmocnić nerwy, i wówczas w uszach mu dźwięczały jej słowa, w pamięci odbudowywał rozmowy z nią prowadzone. Myślał ciągle o niej.
Zawistni też nie próżnowali. Nim rok szkolny dobiegł kresu, pobyt we Lwowie stał się dlań prawie niemożliwym. Z ludźmi, którzy go zgubić postanowili, walczyć uczciwą bronią nie mógł, do innej wstręt czuł.
Z rozkoszą więc powitał koniec roku szkolnego. Twarz mu się ożywiła, krew raźniej krążyć zaczęła, gdy wraz z Waciem znalazł się w wagonie. Jechali znowu do Zahnilcza.