Strona:Rusini (Abgarowicz).djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

marzenie niedośnione jeszcze. Ja dla ciebie okryję się sławą, która i na ciebie spłynie. Powiedz, ach powiedz! Czy mogę mieć nadzieję?...
Hodi! hodi!... Dość już tego — przerwał mu nagle ksiądz Bazyli, który nadszedłszy przypadkiem, stanął o trzy kroki po za gruszą i wysłuchał tego namiętnego oświadczenia. — Dość tego — wołał. — Ne dla psa kowbasa. Zachciało się paniczowi — i śmiał się sucho, ironicznie.
Iwan nie patrzał nań nawet. Przylgnął wzrokiem do oczu Eufrozyny i czekał wyroku. Czytał w nich wahanie się. Miał chwilkę nadziei.
— Powiedz!... Ach powiedz! — szeptał wielkim pieszczotliwym głosem. — Czy kochasz?... Ach! powiedz.
— No powiedz mu! — przerwał drwiąco ojciec, powiedz!
— Nie! — szepnęła z cicha dziewczyna.
— Nie! — powtórzył głuchym zgnębionym głosem Iwan, wypuszczając z dłoni jej rękę.
Nie! powtórzyło echo, odbijając się od drzew pobliskich, od szarych murów cerkiewki, od białych skał wapienia.
— Nie! nie! nie! — dzwoniło w uszach Iwanowi i wydawało mu się, że jego serce w bronz skrzepło i rozdźwięcza się straszną negacyą, burzącą cały gmach przez niego zbudowany, całą jego istotę. — Nie! nie! nie! — Krew przestawała w nim krążyć. Stał z otwartemi martwemi oczyma i czuł wyraźnie, że coś tam w głębi rwie się i łamie, że pękają jedna po drugiej struny jego gęśli, że jego świat wali się, w chaos zapada. Do życia przywołał go syczący, gadzinowy głos księdza.
— Słyszysz, że nie!... O nie! — Moja córka nie dla chłopskiego syna, nie dla syna wisielca...
Uniesiony gniewem strasznym, furyą bezgraniczną, jakby zapominając o obecności Iwana — jakby sam do siebie zaczął mówić gwałtownie.
— Nie! nie! — Ja ją muszę wydać za Ehrenfelda. — Syn w Wilnie tam drogę mi ściele... A przez nią, przez tego dudka adjunkta w Wiedniu zrobię, co zechcę. Niech mi wtedy